Gabrysia - dzieciom " Mikuś w Lublinie"

To Mattie i nasz Teodor - może kiedyś się spotkają i oby było tak jak w opowiadaniu :)
Czwarte już opowiadanie o Piotrusiu -  dedykuję moim dobrym duszkom z Lublina:)


     Piotruś bardzo lubił ciocię Monikę mieszkającą w Lublinie.
 Była przyjaciółką jego mamy i nawet nie pamięta, w którym momencie stała się jego ciocią. 
Wydawało się Piotrusiowi, że było tak od zawsze.
Spotykali się bardzo rzadko, bo z Mysłowic do Lublina jest jak wiadomo bardzo daleko.
Czasem synowie cioci Moniki - Michał i Miłosz przyjeżdżali na parę dni do domu Piotrusia, żeby odetchnąć świeżym powietrzem.
 Dom  w którym mieszkał Piotruś z rodzicami i babcią stał blisko lasu i chłopcy lubili w nim odpoczywać od zgiełku wielkiego miasta.
Czasami ciocia Monika także przyjeżdżała z nimi, wujek Marcin rzadziej, ponieważ był bardzo zapracowany.
Pewnego dnia w drugim tygodniu zimowych ferii mama oznajmiła, że  bardzo już stęskniła się za ciocią.
- Jak myslisz Piotrusiu, czy Mikuś da radę z nami pojechać do Lublina?
Myślę, że moglibyśmy we troje pojechać tam na parę dni. Nie wiem, czy to jest dobry pomysł, ale innego wyjścia nie mamy.
Nie możemy zostawić go na głowie babci, a tata do późna pracuje.
- Tak tak , hurra!!! wykrzyknął Piotruś i od razu zaczęli z Mikusiem z radości tarzać się po dywanie. 
Ten drugi nie bardzo wiedział z czego się cieszy, ale i tak cieszył się jak szalony. Mama musiała ich w końcu uspokoić, bo zrobiło się zbyt głośno.
- Bierzesz na siebie odpowiedzialność opieki nad Mikusiem w pociągu? U cioci także, bo jeśli Mattie go nie zaakceptuje, to trzeba będzie ich izolować.
Piotrek skinął głową. Wiedział, że Mattie jest spokojną, opanowaną i przyjaźnie nastawioną do życia suczką i był dziwnie spokojny o jej relacje z Mikusiem.
Tego samego dnia mama spakowała torbę, prosząc by Piotruś zapakował rzeczy niezbędne dla pieska do plecaka.
   Nazajutrz rankiem tata zawiózł ich na dworzec do Katowic.
Pomógł wsiąść wszystkim do pociągu i odjechał. 
Mikuś był tak przejęty nowym otoczeniem, że wskoczył Piotrusiowi na kolana i tak przesiedział prawie całą drogę.
- Pies podróżnik -  powiedziała mama z ulgą, widząc że nie zanosi się na rozrabianie. A tego bała się najbardziej.
Czasami kładł głowę Piotrusiowi na kolana i zasypiał na chwilkę, jednak ciekawość tego co dzieje się za oknem zwyciężała.
Podróż minęła szybciej niż się spodziewali. 
Piotruś z lekkim niepokojem wyobrażał sobie spotkanie Mikusia z Mattie i trochę bał się, czy nie będzie musiał całych czterech dni przesiedzieć z nim w zamknięciu w jednym z pokoi cioci.
- Witajcie podróżnicy - wujek Marcin pomagał mamie wydostać torby, Piotrusia i Mikusia z pociągu.
Okazało się, że wzrost wujka jest dokładnie taki, jaki Piotruś zapamiętał. Z ledwością widział wujkową twarz ze swojego poziomu. Taki był wysoki.
- Monika w pracy, ale zaraz wróci. Ja zawiozę was do domu, zjemy obiad i poczekamy. Niedługo powinna wrócić.
Przed domem czekał już na nich Miłosz trzymając Mattie na smyczy. Chciał, by pieski poznały się na neutralnym terenie.
Kiedy Mattie - trzy razy większa od Mikusia zobaczyła pieska, jej ogon tak zaczął szybko merdać, jakby chciał ją unieść w górę - niczym śmigło helikoptera.
Reakcja Mikusia była podobna. Już było wiadomo, że pieski polubiły  się od pierwszego wejrzenia. 
Nic dziwnego, przecież wszyscy byli prawie rodziną, może nie taką z więzów krwi, ale zrodzoną z przyjaźni i miłości.
Mama Piotrusia z wujkiem poszli do domu i zabrali bagaże, a Piotrek z Miłoszem i pieskami poszli od razu na wspólny spacer do " wąwozu"
- To takie miejsce gdzie pieski mogą się wybiegać - wyjaśnił Miłosz.
Mattie nie spuszczała Mikusia z oczu, gdy ten się zatrzymał by obwąchać dokładnie nowy teren, ona zatrzymywała się również i nie wykonywała żadnego ruchu, czekając cierpliwie.
- Nie liczyłem, że ona tak zareaguje - śmiał się Miłosz.
Piotruś za Miłoszem wręcz przepadał. Mogli godzinami rozmawiać przez telefon o klockach, przeczytanych książkach i swoich zainteresowaniach.
Miłosz był starszy, ale nigdy nie dał tego Piotrusiowi odczuć, zawsze traktował go poważnie - jak traktuje się przyjaciela. 
Miał mnóstwo pomysłów i zawsze potrafił wymyślać ciekawe zabawy.
- Jak myślisz Miłosz - zapytał Piotruś - czy pieski pozwolą nam pobawić się twoimi nowymi klockami?- nie mógł się już doczekać chwili, kiedy zobaczy nowe klocki Miłosza - jego urodzinowy prezent, który widział tylko na zdjęciach.
- Damy radę - spokojnie odparł Miłek, jak zwykle pogodnie nastawiony do życia.
Po spacerze chłopcy wrócili do domu. Ciocia Monika już na nich czekała i serdecznie uściskała Piotrusia.
Nie mieli jednak zbyt wiele czasu na powitanie, bo wujek powiedział - spójrzcie - i wszystkie oczy skierowały się w stronę piesków.
To co zrobiła Mattie, przeszło ich najśmielsze oczekiwania.
Złapała Mikusia zębami delikatnie za kark, podniosła i położyła do swojego posłanka, sama zaś położyła się obok na podłodze wpatrując się w niego jak  zaczarowana. 
Mikuś był nieźle przestraszony, bo nie wiedział co się dzieje. Poźniej Mattie wstała i zaczęła zbierać wszystkie pluszowe  zabawki, porozrzucane po mieszkaniu. Przynosiła je Mikusiowi, jakby chciała powiedzieć " prosze możesz się pobawić".
- Wreszcie przestanę potykać się o ten jej bałagan, Mattie robi porządki - ze śmiechem powiedział wujek Marcin.
- To nie porządki, to gościnność - wtrąciła ciocia.
- Mattie potraktowała Mikusia jak swoje dziecko - z pokoju wyglądnął Michał, starszy brat Miłosza - który tam ćwiczył grę na gitarze.
- A może w końcu zajęlibyśmy się sobą, skoro wśród piesków zapanowała taka sielska atmosfera? Tych dwoje mamy juz z głowy- powiedziała ciocia i poszła do kuchni zająć się parzeniem kawy.
Piotruś był szczęśliwy, że może w spokoju pobawić się z Miłoszem, bo nic nie wskazywało na to by pieski miały im w tej zabawie przeszkadzać. 
Mattie właśnie zaczęła wylizywać Mikusiowi łapki, żeby umyć mu je po spacerze.
Tak Mikuś poznał pierwszą prawdziwą przyjaciółkę. 
Pieski oprócz ludzi, potrzebują też prawdziwych- takich psich - przyjaciół.
Teraz już było wiadomo, że Mikuś kiedy wróci do domu - także będzie tęsknił za Lublinem.

Mały Teodor



Zima z Moniką :)


Kochani Czytelnicy
Obiecałam napisać sprawozdanie z ostatniego intensywnego czasu w moim życiu, więc dzisiejszy wpis będzie trochę bardziej przypominał foto blog - ale mam nadzieję, że Was tym nie zanudzę.
Zaczęło się tak. Państwo Oleksowie przyjechali do nas do Mysłowic. Razem zwiedziliśmy m.in.Szczyrk gdzie główną atrakcję stanowił smakowicie przyrządzony pstrąg ;)
Wędrówka brzegiem Żylicy

Wodospad w Szczyrku
A to - my :)

Następnie wraz z rodziną Oleksów udałam się ja - do Lublina, gdzie czekały już na mnie zaprzyjaźnione biblioteki, czytelnicy i serdeczne panie w bibliotekach pracujące.
Pierwsze ze spotkań odbyło się w Filii MBP nr 28 na ul. Nadbystrzyckiej.
Tutaj poczułam się tak, jakbym po roku wróciła do domu, przywożąc z sobą moje nowe osiągnięcie
" Uśmiech codzienności"
Ciepło i serdeczność czekały na mnie już od rana, kiedy wspólnie z Panią Marią wypiłam kawkę, czując się tak jakbym odwiedzała dawno nie widzianą rodzinę.
















Dziękuję Marcinowi Oleksa, który po powrocie z pracy poświęcił obiad -  by zdążyć na spotkanie i zrobić tak  piękne zdjęcia 
Drugie spotkanie miało miejsce w Filii MBP  nr 31 na ul.Nałkowskich 104a.
Tutaj również czekała na mnie ogromna życzliwość i jak się później okazało bardzo konkretnie sprecyzowany plan dotyczącymojej dalszej twórczości.





 I teraz Wam zdradzę szczegóły planu Pani Agnieszki.
Otóż zostałam zaproszona na dzień 6.12. 2016r na promocję książki o....Piotrusiu.
Do tamtej chwili nie miałam pojęcie, że taka książka się ukaże. Promocja to promocja i słowa pani Agnieszki są dla mnie niczym drogowskaz. 
Słowo się rzekło - do grudnia książka będzie ;)

No i "wisienka na torcie" Filia nr 21 Rynek 11 Stare Miasto 

Pani Aniu - dziękuję za Pani ogromną życzliwość 


Serca panów jak widać - chyba też podbiłam - a raczej moje wiersze ;)
Tutaj można zobaczyć i przeczytać relacje ze spotkań od strony bibliotek.





Jak widzicie, pobyt w Lublinie okazał się bardzo owocny. Trochę boję odpowiedzialności, która nagle na mnie spoczęła, ale kto mnie zna ten wie, że uwielbiam takie wyzwania.
Moniko kochana moja - mój lubelski Aniele Stróżu.
Dziękuję z całego serca za to, że nie opuszczałaś mnie ani na krok i dla mnie cudem zwalczyłaś te okropne wirusy.
Gdyby nie Ty, Lublin znałabym do tej pory tylko z nazwy.
Dziękuję!!!
Fot. Marcin P.Oleksa


Gwiazdka z nieba...

Kochani - właśnie wróciłam z Lublina. Było pięknie - wróciłam z pełnym sercem nowych pomysłów, znajomości i dobrych słów. Sprawozdanie będzie w najbliższym poście, bo dziś o... gwiazdce z nieba, która mi się przyśniła dzisiejszej nocy. 
A wydawało się, że już dorosłam ;)



Kiedyś wierzyłam,   
 że gwiazdka z nieba 
raz schwytana już 
w mych ramionach zostanie. 
Uciekła 
A pustka po niej 
wołała wniebogłosy 
O litość błagając 
Innym razem łudziłam się,
 że gwiazdka oswojona 
zapragnie wrócić w me  ramiona,
 bo źle jej na zimnym nieboskłonie 
- na próżno... 
Zimny wszechświat wchłonął 
moją gwiazdkę, 
by mi jej nie oddać. 
Jestem pewna, że kiedyś wróci 
bo nikt nie kochał jej 
tak- jak ja...

Walentynki



Korale czerwone 
- jak czerwona Walentynka,
a w ich zawarta 
miłości odrobinka
A może tej miłości 
mają morze całe
podarowane od serca 

czerwone korale...



Zobaczyć szczęście



Szczęście przybiegło i...
 stanęło
 w progu
Zawahało się
 Dalej nikt go już nie zaprosił
Aż przysiadło 
zdumione
Nic prostszego 
od zwykłego zaproszenia
A ono ciągle 
w tych drzwiach
Już prawie zamarzło
czekając 
na ciągle zajętego 
czym innym człowieka

Na wesoło : ) ” Foksikowo”

Dzisiaj chcę Wam opowiedzieć wesołym  wierszem o tym, jak między innymi zrodziła się moja pasja pisania na komputerze :)
Było to osiem lat temu, a do wspomnień skłonił mnie dzisiejszy wspólny  obiad z przyjaciółmi
 z Foksikowa na których właśnie czekamy
A było to tak :


Kiedy Nasza Klasa bardzo modna była
mojemu pieskowi z nudów konto założyłam
Na koncie jego imię - Teodorek - napisałam
oraz że - foksterier - także tam dodałam
W niedługim czasie
na Naszej Klasie
znalazły się inne foksteriery
co miały bardzo dobre maniery

Był As i Pako Nala, oraz Dinka
stopniowo
powiększała się foksikowa rodzinka
Malutki był Mikuś, mała Gosia była
Foksikowa rodzinka bardzo się z sobą
zżyła
Potem Sue i Kessi dwie bliźniaczki dołączyły
bo osobno raczej nigdzie nie chodziły

Kiedy już znajomych sporo się zebrało
miejsce do wspólnych  spotkań jakieś by się zdało
As  wtedy ogłosił, że KLubik zakładamy
i w Klubiku razem wszyscy się spotykamy
I tak nastala pora
wirtualnego Klubiku przyjaciół Teodora

Co się tam działo nigdy nie zgadniecie
i pewnie się teraz ze mnie śmiejecie
Ale to były bardzo fajne czasy
gdy do Klubiku biegało się jak do klasy
Były tam wspólne Święta, imieniny urodziny
wszystko było tak jak wśród najbliższej rodziny
Za każdym z piesków właściciel był prawdziwy
co to wymyślał różne cuda oraz dziwy
Pieski  z różnych miast naszego kraju
tam się pojawiły
a nawet zza granicy pieski też przybyły

Zrodziły się w klubiku liczne znajomości,
które do tej pory
są w dobrej zażyłości
Nastąpiło pierwsze w realu spotkanie
zamiast piesków - właściciele
stawili się na nie
Śmiechu i radości było tam bez liku
bo wspaniali ludzie znaleźli się w klubiku
Teraz gdy się wszyscy osobiście znamy
do Klubiku i tak z chęcią zaglądamy
I przyjaciół stamtąd mam wielu wspaniałych
Pieski co niektóre już się pozmieniały
Jedne za Tęczowym mostem
Klubik założyły
Na ich miejsce inne się już pojawiły

Taka to historia śmieszna niesłychanie
która zaważyła na moim pisaniu
Wiersz ten przyjaciołom Klubikowym dedykuję
i za to że są - bardzo im dziękuję

Tutaj można zobaczyć filmiki - pokazujące wszystkie wybryki

Zobaczyć dobro

Niedawno zostałam zapytana, dlaczego nie piszę o swoich 
bólach i troskach - jak każdy " normalny poeta". Dlaczego uciekam w miłe chwile spotkań,
 a moje wiersze wieją pogodą. 
Usłyszałam, że ból i troski i tak mnie kiedyś -  jak się "to wszystko skończy"dopadną
 ( nieprzyjemnie mi się zrobiło)
Jestem jednak trochę nienormalna poetką, bo czepiam się dobra - a wszystko inne zostawiam w tyle, czego i Wam życzę :) I mam nadzieję, że w błędzie nie jestem


Nie karm się bólem
Nie karm się złem wyssanym 
ze wspomnień o drugim człowieku

by nie weszło ci w krew 
A ból, zło - by nie stało się 
twoim chlebem powszednim
Bo kiedyś się zdziwisz
Gdy zamiast chleba 
miłości
ciężki kamień bólu i nienawiści
pociągnie cie na samo dno
Nikt inny 
tylko ty sam - wybierasz 
A tyle dobra obok 
się marnuje
Uchwyć je i płyń 
Nic nie stoi na przeszkodzie
oprócz ciebie samego

Garść informacji

Trochę wspomnień - trochę planów 



Oraz plany na przyszłość, może komuś po drodze...
 Czekam jeszcze na plakat ze Skarbimierza
Jak się ukaże to zaraz zamieszczę :)