Jest "coś" co się temu sprzeciwia... i nie można tego nazwać, ani też nie można tego z siebie wyrzucić."To" jest i już.
I nawet do końca nie można stwierdzić gdzie "to" jest schowane.
Tak było właśnie tym razem.
Byłam, zobaczyłam i... nie poczułam.
Było "coś", co mnie tam nie przyjęło.
Dzięki temu jednak wiem, że muszę się mieć na baczności, że jednak są takie miejsca.
A ja nie lubię pchać się na siłę, wbrew sobie.
Niedawno przecież wygrałam konkurs pt. Co jest najtrudniejsze w byciu w zgodzie z samym sobą...
Teraz jestem bogatsza o jedno doświadczenie i wiem, że nie jest to łatwe - ale możliwe.
Teraz wiem, że nie potrafię uśmiechać się samymi ustami, wolę usunąć się w cień
Pokochałam natomiast - Przemyśl - gdzie czekał na mnie dziwaczny aniołek z gliny,
i klimatyczna księgarenka rodem z filmu " Masz wiadomość",
oraz wszystkie staromiejskie atrakcje.
Opactwo sióstr Benedyktynek i olbrzymi kościół Katedralny.
Tak, że Kuzynko moja - dziękuję za bezpieczną jazdę, za możliwość poznania nowych miejsc i za to że byłaś na tyle wyrozumiała ,że dałaś mi czas wolny - bo zrozumiałaś, że nie ten czas i nie moja "bajka" - na tym wzgórzu - była.
I jeszcze poetycko, bo jak inaczej...
Zagubienie
Nie tak...
Nie wtedy...
Nie tam...
Bo serce w zgodzie z sobą samym
być musi
być musi
Nic na siłę
Nie tam...
nie ten czas...
Nie w ten sposób
Może trzeba się zagubić,
żeby na nowo odnaleźć siebie
Odnaleźć dziecięcą ufność i wiarę
Zapisane w sercu krzyżykiem
matczynego błogosławieństwa
W samotnej rozmowie
z zagubionym sercem
utulić je i opowiedzieć mu
o czekającym sercu i kocu
przy kominku rozpalonym szczerością
Miło Gabrysiu,że wróciłaś....a co do "bajek" to chyba dobrze ,że nie wszystkie są nasze i co ważniejsze trzeba o tym mówić.Przemyśl-mnie trochę wstyd bo byłam na delegacji tam (pół roku) ale jako 20 letnia dziewczyna.W głowie mi nie postało aby zwiedzać zabytki...itp.O teraz jak się wybiorę to właśnie po to.Wtedy wolałam zażywać innych przyjemności.
OdpowiedzUsuńNie wiem czy masz takie samo odczucie wracając.....obojętnie z jakich stron......ale do domu.
Ja zawsze ......."wszędzie dobrze ale w domu najlepiej" mówię i zastanawiam się czy jestem zadeklarowaną domatorka czy po prostu najlepiej się czuję u siebie.Miałaś szczęście -kuzynkę ,która jak widać pozwoliła Ci się "urwać"......czyli masz wyrozumiałą ,czującą kuzynkę...
Grażynko ja zawsze mówię, że trzeba wyjechać chociaż na parę dni, bo potem się tak cudnie wraca do domu. Mieszkamy przecież jak na wsi i wydawałoby się, że żaden wyjazd nie jest potrzebny, ale wręcz odwrotnie. Potrzebny jest po to, żeby poczuć tę radość wracania... i dlatego już za dwa tygodnie będziemy w...Dusznikach zdroju razem z Bogdanem ;-)))) A Przemyśl - przemyśl ...;-))))bo warto
UsuńZ miejscami jest podobnie jak z ludźmi, jedne kocha się od zaraz i coś nas tam ciągnie, a inne nie znajdują miejsca w sercu i już. Ale znalazłaś inne pozytywne klimaty. Aniołek jest słodki jakąś taką nieporadnością i swojskością.
OdpowiedzUsuńDobrze,że wróciłaś....
Ten aniołek naprawdę na mnie czekał Joasiu, mimo zamkniętych sklepów w nie handlową niedzielę pan otworzył księgarenkę, o której pisałam i tam centralnie do mnie aniołek wołał :)
UsuńZ tymi miejscami - masz rację, jednych się kocha pomimo, a drugich się nie kocha pomimo wszelkich starań. Nie ma tego czegoś, co się śmieje w środku człowieka, a samymi ustami to można skurczu dostać prawda? Dobrze być w domu
Kuzynko i tak Cię kocham :) Nic to, że jesteśmy nie z tej samej bajki. Akceptuję Cię z całą Twoją innością. Mówią , że to piękne, co się komu podoba. Chciałam Ci pokazać świat ludzi, którzy nie mają nic własnego, prywatnego. Wszystko co materialne służy wspólnemu dobru. Mogą się wydawać oschli, bo nie potrafią się przymilać ludziom. Wszystko zawierzają Matce Bożej , a Ona za wszystko odpłaca łaską i opieką. Nie są wylewni na wyrost, ale serca mają szczere i intencje czyste. Moje serce do nich przylgnęło i nawet ich pies pokochał mnie po swojemu. Wyjechałam pełna pozytywnej energii i wrócę tam jeszcze wiele razy, bo modlitwa nigdzie nie brzmi tak pięknie i wiarygodnie jak tam.
OdpowiedzUsuńA ja właśnie zajadam orzechy nerkowca... podobno jedna ich garść leczy z depresji :-)
UsuńMam tych garści więcej - więc szansa jest... A tak poważnie... w życiu nie pomyślałam, że się tak od siebie różnimy.; Mnie jednak zdecydowanie łatwiej modlić się w klimacie zakorzenionym wiarą i zwyczajami naszych przodków :)
Ale... przekonałam się o tym dzięki Tobie Kuzynko moja miła - i dziękuję żeś mnie do słuchania cerkiewnej muzyki w samochodzie - nie zmusiła :)
Piękne jest to, że potrafimy wybrać coś, co nas wciąga i potrafimy się w to wsłuchać i starać się to zrozumieć. Myślę, że nie jest dobrze, że wszędzie pchamy się na siłę. Trzeba umieć zachować dystans, Tobie się to udało. Ale nic nie straciłaś, bo zobaczyłaś Przemyśl, chciałabym kiedyś tam pojechać. W zeszłym roku, przy okazji pobytu w Bieszczadach był taki plan, ale jednak nie daliśmy rady. Zawsze mówię, wszystko przed nami, Z pewnością Przemyśl nie ucieknie;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Gabi:)
Z tego co zauważyłam Przemyśl nigdzie się nie wybiera, może jedynie kiedyś zaświeci tam słonko i będzie jeszcze piękniej, bo tego szczęścia nie miałam.
UsuńTak jak piszesz - niczego nie straciłam a wiele zyskałam. Pozdrawiam serdecznie Moniu
Wiele trzeba w życiu przejść i doświadczyć, żeby móc tak jak Pani do wszystkiego podejść z dystansem i wybrać to co dla siebie najlepsze.
OdpowiedzUsuńNieszczera modlitwa - to żadna modlitwa, bo Ten do którego się modlimy wie i widzi.
Podoba mi się ta Wasza siostrzana miłość - Kuzyneczki i to wzajemne przekomarzanie się. Jeśli się zdecydujecie Panie napisać razem książkę, to ustawiam się pierwszy w kolejce. Wierny Czytelnik
Pomysł wart przemyślenia :) A z naszych rymowanych maili tomik już pokaźny by się zrobił.
UsuńPozdrawiam serdecznie