Kosmos i ja

To są  moje refleksje po obejrzeniu filmiku, którym się z Wami dzielę - podzielcie się proszę swoimi.

 

Wydaje ci się że nic... 

  że nikt 

że ty najbardziej...

Wydaje ci się czasem  

 że to u ciebie 

najgorzej 

najboleśniej 

Że pędzić musisz przed siebie 

bez tchu bo inaczej świat 

się zawali 

Bo bez twojego pędu 

nie poradzi sobie 

Nie masz czasu nawet pomyśleć 

że może być inaczej

Z taką śmiertelną powagą 

traktujesz siebie 

i swoje życie

jakby nic i nikt inny nie istniał

Nie przyjdzie cię nawet do głowy

by czasem to wszystko potraktować 

przymróżeniem oka

Ten moment który dany nam jest 

tu na ziemi

na chwilę 

By go po prostu nie zepsuć 

Drugiego nie będzie 


Rutyna - tylko tyle?




Jakoś ostatnio mnie wena poetycka opuściła, chyba w sen zimowy zapadła - a klawiatura woła - co zrobić? 

Podzielić się chciałam z Wami tym, co ma teraz ogromne znaczenie - nazywa się to „ rutyna” .

Może ktoś i nudą by to nazwał - lecz nie ja.

Dla mnie taka właśnie "nudna" powtarzalność, plus do tego 

po prostu spokój - równa się szczęście. 

Nic więcej. Poranna kawa - prawie o tej samej porze, potem obowiązkowy spacer do lasu, który jest niby taki sam, a jednak codziennie inny, w zależności, co mu tam niebiosa zgotują. Jednego dnia buty grzęzną nam w błocie i dochodzimy do wniosku, że tych „ leśnych” butów nie warto myć,

 a następnego - wszystko pokryte białą śnieżną kołderką

 i buty myją się same.

Mamy z mężem taki właśnie poranny rytuał, który teraz w tym dziwnym czasie sprawdza się na sto procent. 

Śniadanie, kawa i las - a potem dopiero zaczyna się dzień. 

Czasem - gdy moja młodsza - pracująca w Hospicjum przyjaciółka z tej samej ulicy - ma wolne - kolejny spacer do lasu, połączony z niekończącymi się rozmowami - odbywa się popołudniu.

Nie ma dnia, bym za ten las wdzięczna nie była.  

Jest on dla nas kinem, teatrem salą koncertową, a nawet kawiarnią, gdzie można skonsumować, coś co zabrało się z domu, by z sił nie opaść. 

Mamy też miejsce , w którym od listopada do marca - zostawiamy zwierzątkom przysmaki i one doskonale o tym wiedzą. 


                                                                               To z dzisiejszego spaceru

Kiedyś dwie małe sarenki - jak się nam wydawało - na „czatach” stały i gdy się zbliżaliśmy do tej „ stołówki” 

pobiegły chyba resztę zawiadomić, że śniadanko nadchodzi. Na szczęście teraz nie ma w lesie zwierzątek zainteresowanych naszą krwią - tych było latem w nadmiarze - o czym  naocznie

 i naskórnie przekonała się m. in.  Jotka - pamiętasz Asiu nasz spacer?

Rutyna… wydawało by się, że nic nudniejszego :)

O taką rutynę - proszę każdego wieczora, gdy zasypiam 

i dziękuję za nią rankiem gdy oczy otwieram.

Na ten czas - dziwny i niewiadomy - dobrze jest mieć coś - co jest bezpieczną oazą. 

Podzielcie się proszę - czy macie swoje „oazy”? 


O stresie słów kilka




Prześladuje mnie ostatnio  słowo STRES.

Prześladuje mnie ostatnio i raczej wierszem o nim 

też pisać się nie da. 

Nie nie - u mnie wszystko w porządeczku - powiedziałabym nawet - luz.

Tak ogólnie mówiąc - z wszystkich stron.

Osoba, która prowadziła bardzo zdrowy i higieniczny tryb życia - zapętliła się w bardzo stresującą sytuację - efekt ?

Rutynowe usg piersi - guzek złośliwy…

 Inny ktoś, młody zdrowy - lecz  ciągle wszystkim  zestresowany - zostaje znaleziony we własnej

 łazience - zawał, nagły i jak się okazuje - niezwykle 

„ skuteczny” 

Stres stres stres… nieustanne napięcie mięśni - aż do bólu, podwyższone ciśnienie, lęk w piersiach i kamień w żołądku 

i nieprzespane noce.

Kiedyś - dawno temu, ktoś całkiem obcy zatrzymał mnie

 i powiedział - kobieto wyluzuj - bo zawał murowany.

Przestraszył mnie - wyluzowałam. 

Nie powiem, że stało się to jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, to był bardzo długi proces.

Proces oswajania się z tym, że na pewne rzeczy wpływu nie mam, że moje myśli mogą mnie zepchnąć na dno rozpaczy

 - a to przecież tylko myśli. 

Że wszystkim na świecie nie dogodzę, kto ma zostać zostaje - kto ma odejść odchodzi. 

Wiem, że są sytuacje - zwłaszcza teraz, których nie sposób nie zauważyć i przejść obok nich bezstresowo, ale zatroszczmy się o siebie - i dajmy sobie w prezencie czas na „ luz” . 

Na zapomnienie , na pobujanie w obłokach - sytuacja przez to ani się nie polepszy, ani nie pogorszy - ale nasze ciało będzie nam zdecydowanie za to wdzięczne i lepiej przygotowane na inne kryzysowe sytuacje. 

Kiedyś też myślałam, że jak na chwile stracę kontrolę

 i przestanę się o wszystko zamartwiać - to życie mi się wymknie spod kontroli , nic takiego się nie dzieje. 

Pół godzinki , jedna godzinka z dwudziestu czterech - spędzona z głową  w chmurach, bez telefonu, telewizji i innych

 „ umilaczy” działa  cuda. 

Świat stamtąd wygląda piękniej - wierz mi. 

A tego nikt inny za nas zrobić nie potrafi - tylko my sami. 

Masz  swoje sposoby? Podziel się proszę.

Taka sobie refleksja



Chyba każdy z nas, ma w swoim życiu taką pamiętną datę, (albo i kilka) która zmieniła bieg historii jego życia.

Takiej daty, nie da się zapomnieć - można jedynie spojrzeć wstecz i zobaczyć, dokąd ten przełom nas

poprowadził. 

Czasem trzeba po prostu zrobić coś - co jest nie do końca zrozumiałe, by po latach okazało się, że w tamtym momencie - innego wyjścia nie było. 

Na tyle wtedy było nas stać…i myślimy -  może gdybym wtedy wiedziała, to co wiem teraz, może gdybym wtedy miała taką mądrość i odwagę, jaką mam teraz… ale nie wiedziałam i nie miałam. 

Czasem zabraknie sił lub zwyczajnej jednej pomocnej ręki, 

albo jednego - dosłownie jednego słowa 

i trzeba podejmować błyskawiczne decyzje, 

które wpływają na dalsze losy nasze i innych osób. 

Potem myślisz -mogło być inaczej… nie - widać nie mogło. 

Gdyby mogło - to zamiast osądzania i skazywania na potępienie, padłoby proste pytanie " dlaczego" .

Ale czasem nie pada - bo tak prościej - nie wiedzieć, 

skazać, potępić, osądzić.   

Ale Ty wiesz, że wtedy zrobiłeś tyle ile w Twojej mocy - ani więcej, ani mniej bo każdy z nas na daną chwilę ma taką wiedzę i taka moc - jaka jest właśnie potrzebna. 

Takie zrozumienie - przychodzi z czasem

bo to przecież " czas nas uczy pogody"

To dzisiejsza data skłoniła mnie to takiej refleksji, pewnie i Ty drogi Czytelniku - masz w pamięci niejeden taki przełom. 

Podziel się proszę